czwartek, 14 stycznia 2016

Męska elegancja w trzech odsłonach - cz. pierwsza



Jeżeli dziwicie się, że na tym blogu widzicie wpis jakiegoś faceta, przypomnijcie sobie ostrzeżenia Oli z przed miesiąca. Tak, to ja. Jestem Ciastek. Cześć!


W którejś rozmowie z Olą na temat tego bloga padł pomysł (chyba z mojej strony), żebym zaprezentował kilka zestawów swojego ubioru. Od pewnego czasu mocno interesuję się klasyczną męską elegancją, ale mój szczupły studencki budżet nie pozwala na zapełnianie szafy w oparciu o jakiekolwiek normalne sklepy z ubraniami. Chcąc nie chcąc stałem się etatowym szperaczem secondhandowym, półprofesjonalnym miłośnikiem koszul za 1zł i płaszczy za dychę :)


Zawsze też uważałem umiejętność wyszukiwania okazji i perełek pośród miliona szmatek w “ciucholandach” za pewnego rodzaju sztukę. Prym w moim domu wiodła u mnie mama. Była mi nieocenioną pomocą później, gdy sam rozpocząłem swoją przygodę z używanymi ubraniami. 



Staram się kompletować swoją szafę w oparciu o klasyczne zasady męskiego ubioru, uznawane za ponadczasowe. Przez długi czas ten styl (przynajmniej w Polsce) pozostawał w odwrocie, lecz od kilku lat obserwujemy jego renesans, czego wyrazem są powstające i zdobywające rzesze czytelników blogi modowe dla mężczyzn, traktujące o klasycznej męskiej elegancji.



Jestem również zapalonym czytelnikiem kilku z nich, m.in. Mr. Vintage, Secondhand Dandy, czy milerszyje.pl. Porządnie ubrani i zadbani faceci przestali być passe.



Na pierwszy rzut lecą zdjęcia z zestawu najbardziej eleganckiego. Jest to mój ulubiony sposób ubierania się, jednakże najtrudniejszy w “przygotowaniu” - dużo prasowania i doboru poszczególnych elementów tak, by grały ze sobą i nie gryzły się za bardzo. Trzeba na to poświęcić te kilkanaście dodatkowych minut dziennie. Takie ubranie również bardzo łatwo zniszczyć czy wybrudzić, a raczej - zniszczenia i zabrudzenia są na takim ubraniu zarówno łatwiejsze do zauważenia, jak i trudniejsze do usunięcia (a znalezienie w secondhandzie białej koszuli dobrej marki to nie lada wyzwanie). Przyznam więc, że na podobną ekstrawagancję pozwalam sobie rzadziej, niżbym chciał.



Przygotowując tę stylizację próbowałem nawiązać do niezobowiązującej elegancji, która swe triumfy święciła gdzieś daleko przed 2 wojną światową i to niekoniecznie w Polsce. Tak przy okazji, moim ulubionym polem poszukiwań inspiracji jest stanowczo moda brytyjska. :)



Tak więc koszula w paski z francuskim mankietem (czyli na spinki), której fakt, że nie jest jednolicie biała, lecz posiada nienachalny wzór, ujmuje trochę formalności. Do tego czerwony, wpadający w bordo kardigan (chyba mój ulubiony rodzaj swetra, który przez to, że krojem przypomina marynarkę, może ją często zastępować lub uzupełniać) i marynarka o charakterze wybitnie brytyjskim - w kratkę zwaną Prince of Wales (w skrócie POW, chociaż mi się kojarzy z Prisoners of War), dopasowaną do bawełnianych spodni również z tym wzorem. Mówiłem już, że uwielbiam kratkę Księcia Walii? No właśnie.


Do tego krawat we wzór tzw. paisley (znany u nas jako wzór turecki, choć w rzeczywistości pochodzi z Indii), spinki supełkowe oraz poszetka, hand-made’owy prezent na święta od Oli :) (Ona wie jak mi sprawić trochę radości!) - wszystko dobrane w jeden, zielono-czerwony motyw kolorystyczny. Lubię kolorowe dodatki, wprowadzają trochę życia i ujmują niechcianego wrażenia sztywności i formalności - nie chcemy wyglądać, jakbyśmy wybierali się na rozmowę kwalifikacyjną.



Na wierzch ubrałem klasyczną do bólu, granatową, dwurzędową dyplomatkę, chyba najbardziej elegancki z istniejących modeli płaszczy. Kupił ją w jakimś bytomskim second-handzie mój kolega na wydarzenie, które współorganizowaliśmy - jakby kogoś interesowało, po szczegóły zapraszam tutaj. Przez przypadek go przymierzyłem - pasował idealnie. Jakoś tak się stało, że koniec końców wylądował w mojej szafie. Tego właśnie potrzebowałem!




Na koniec zostawiłem buty, kupione jako używane na allegro. Bardzo trafiony zakup, oksfordy marki Clarks - mają tylko jedną wadę, mianowicie wykonane są ze skóry o otwartych porach, przez co… łatwo namakają. Niezależnie od pastowania. Ale pogoda była ładna, poszły więc ze mną, i sprawdziły się całkiem nieźle.



Jest to pierwszy z serii trzech moich wpisów, które z Olą przygotowujemy do opublikowania w najbliższym czasie. Dajcie znać, jak podoba wam się obecność samca na łamach bloga, i do zobaczenia wkrótce! Mam nadzieję, że będę tutaj regularnym gościem :)



Spis:

Koszula - Charles Tyrwhitt, ~5zł

Kardigan - Tootal, ~7zł

Marynarka - Vistula, ~10zł

Spodnie - Melka, ~4zł

Płaszcz - StMichael (Marks&Spencer) - bóg zapłać

Buty - Clarks - 50zł z przesyłką

Krawat - StMichael (Marks&Spencer) ~1zł

Rękawiczki - Paizong - znalezione nie kradzione

Spinki - noname z allegro, ~12zł

Skarpetki - kupione w Lidlu, ~3zł

Szalik - noname, - bóg zapłać (razem z płaszczem)

Zegarek - Atlantic Worldmaster - po tacie
Poszetka - w prezencie

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Chwalipiętka

Distributed By Blogger Templates | Designed By Darmowe dodatki na blogi