piątek, 23 października 2015

Wyjazd terenowy na Pomorzu Gdańskim



Wybaczcie mojemu potwornemu lenistwu, że odciąga mnie od zarządzania blogiem. A dopiero co go utworzyłam! Mogę się usprawiedliwić zawirowaniami w nowym miejscu zamieszkania i milionem innych wydarzeń, które w moim kalendarzu miały, niestety, pierwszeństwo. Ale już się zabieram do działania i nie pozostawiam was nudzie.

Jako pierwsze chciałabym podsumować wypady wakacyjne! Ten rok obfitował w dużo wyjazdów: wycieczki, terenówki, spływy... ale też siedzenie w domu. Okres ten minął bezpowrotnie, jesień prawie w pełni, można się zająć wspomnieniami. Czas na relacji część pierwszą.


Jedną z dobrych stron studiowania turystyki są terenówki. Objazdowe najczęściej, chociaż zdarzają się obozy (taki mnie jeszcze czeka zimą). W tym roku miałam okazję pojeździć po Pomorzu – moich rodzinnych stronach, oraz po Dolnym Śląsku, górach, a nawet po Czechach. Mogłam się także wykazać w byciu pilotem i otrzymałam zaszczytną miejscówkę na przedzie autobusu. No dobra, nie tylko mnie ten zaszczyt kopnął – wszyscy musieliśmy wytężyć do połowy rozleniwione mózgownice, żeby zdać. Mi się jednak bardzo podobało! Myślałam, że się do tego nie nadaję, a tu takie zaskoczenie (same 5 ;). Tylko trzeba trochę poćwiczyć, żeby kiedyś na dobre rozstać się z nieodłącznym przyjacielem, czyli notatkami.

Część pierwsza relacji – Pomorze. Głównie wschodnia jego część, plus trochę Żuław Wiślanych. Pierwsze dwa dni obfitowały w historię – odwiedziliśmy Malbork, Frombork i obóz koncentracyjny w Sztutowie.

Widok na zamek z mostu prowadzącego do wejścia. Jako jeden z największych zamków gotyckich w Europie, robi wrażenie.
Widać nie tylko nas ciekawi historia – wszędobylskie koty też są głodne wiedzy.
Widok z okna na dziedziniec Zamku Wysokiego. Malbork dzieli się na trzy części: Zamek Niski, Średni i Wysoki. Od najniższego do najwyższego wzrasta znaczenie każdego z kompleksów, więc łatwo się domyślić, że ten ostatni zajmowała cała śmietanka Zakonu Krzyżackiego i się nim za bardzo nie dzielili z innymi – były to pomieszczenia mieszkalne.

Drugiego dnia był obóz koncentracyjny w Sztutowie i krótki spacer po Fromborku. Przyznam, że nigdy w żadnym miejscu zagłady Żydów nie byłam i ta wizyta mocno mną wstrząsnęła. Niewyobrażalne jest to, w jakich warunkach przyszło im żyć. 

Największe wrażenie robią listy i telegramy w muzeum.
Frombork – mury obronne wokół Katedry św. Andrzeja Apostoła i NMP. Jako nieliczna w Polsce była przystosowana do obrony przed niechcianymi gośćmi.
Wejście na plac przed Katedrą.
Potem mogliśmy trochę pohasać i zjednoczyć się z naturą. Spacer po wydmie Łęckiej i plaży na pewno dodał nam sił i dostarczył odrobinę jodu. Pogoda może nie kwalifikowała się do idealnych na tego typu wycieczki, ale za to było zabawnie. Do tego można było skorzystać z naturalnego peelingu i to całkiem za darmo, dzięki drobinkom piasku przemieszczającym się wraz z wiatrem w naszą stronę. 

Wydma Łęcka i świetnie złapany piasek, lecący prosto na nas!

Czwartego dnia mogłam się, razem z koleżanką, wykazać pilotowaniem całej drogi od Gdańska aż na kraniec „świata” – Hel. Było trochę czytania z kartki i przekręceń językowych, ale ostatecznie wyszłyśmy całkiem nieźle.

Po drodze na Hel odwiedziliśmy Oddział Marynarki Wojennej. Za dużo nam nie opowiedzieli, na duże okręty nie wpuścili (a szkoda). Ale weszliśmy na jeden z kutrów rakietowych, ha! 


Na Helu mieliśmy do swojej dyspozycji aż dwie godziny. Z Koossą, przyjaciółką z roku, wykorzystałyśmy go aktywnie i zagłębiłyśmy się w las fortyfikacji z kampanii wrześniowej. Jest to naprawdę świetna atrakcja, i do tego zupełnie za darmo. Minusem są wszędzie występujące butelki i śmieci, ale tego się nie uniknie. 


Na koniec podreptałyśmy na cypel, żeby swoją nogę na końcu Polski postawić. Było morze, byli ludzie, były mewy i była bardzo miła pani, która zrobiła z piasku smoka. Świetnie jej wyszedł. 


Z półwyspu wracaliśmy promem morskim prosto do Sopotu, więc spacer po molo również zaliczony.
Przedostatniego dnia było mniej atrakcji, ale za to jakie! Na początku spacer po Westerplatte, potem wizyta w Europejskim Centrum Solidarności. To nic innego jak nowoczesne muzeum multimedialne, które zostało otwarte rok temu. Muzeum jest fantastyczne! Można wszystko dotknąć, przymierzyć, wsadzić kogoś za kratki i ułożyć się w fotelu w PRL-owskim salonie. Tym, których usypia monotonny narrator w słuchawkach multimedialnych przewodników, polecam wersję dla dzieci – są nawet zadania do wykonania!

Wielka księga skarg i zażaleń w sklepie za czasów PRLu :)
 
Ostatni dzień to spacer po Głównym Mieście w Gdańsku z przewodnikiem. Coraz bardziej lubię to miasto. Rynek, jak każdy w większym mieście, przyciąga barwami, złotem, historią i klimatem kamienic. Po skończonych terenówkach wróciłam tam jeszcze i przyjrzałam mu się z wieży widokowej Ratusza. Cudnie! 


Świetnie jest tak móc sobie pojeździć, dowiedzieć się mnóstwa ciekawych informacji, a przy okazji także mieć jakiś wkład w przekazywanie wiedzy. Totalnie lubię swoje studia ;) Do zobaczenia w następnej części - przybliżę wam wycieczkę w Karkonosze i krótki pobyt w Pradze.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Chwalipiętka

Distributed By Blogger Templates | Designed By Darmowe dodatki na blogi