Jeżeli dziwicie się, że na tym blogu
widzicie wpis jakiegoś faceta, przypomnijcie sobie ostrzeżenia Oli z przed
miesiąca. Tak, to ja. Jestem Ciastek. Cześć!
W którejś rozmowie z Olą na temat tego
bloga padł pomysł (chyba z mojej strony), żebym zaprezentował kilka zestawów swojego
ubioru. Od pewnego czasu mocno interesuję się klasyczną męską
elegancją, ale mój szczupły studencki budżet nie pozwala
na zapełnianie szafy w oparciu o jakiekolwiek normalne sklepy z ubraniami. Chcąc
nie chcąc stałem się etatowym szperaczem secondhandowym, półprofesjonalnym
miłośnikiem koszul za 1zł i płaszczy za dychę :)
Zawsze też uważałem umiejętność
wyszukiwania okazji i perełek pośród miliona szmatek w “ciucholandach” za
pewnego rodzaju sztukę. Prym w moim domu wiodła u mnie mama. Była
mi nieocenioną pomocą później, gdy sam rozpocząłem swoją przygodę z używanymi
ubraniami.
Staram się kompletować swoją szafę w
oparciu o klasyczne zasady męskiego ubioru, uznawane za ponadczasowe. Przez
długi czas ten styl (przynajmniej w Polsce) pozostawał w odwrocie, lecz od
kilku lat obserwujemy jego renesans, czego wyrazem są powstające i zdobywające
rzesze czytelników blogi modowe dla mężczyzn, traktujące o klasycznej męskiej
elegancji.
Jestem również zapalonym czytelnikiem
kilku z nich, m.in. Mr. Vintage, Secondhand Dandy, czy milerszyje.pl. Porządnie ubrani i zadbani faceci
przestali być passe.
Na pierwszy rzut lecą zdjęcia z zestawu
najbardziej eleganckiego. Jest to mój ulubiony sposób ubierania się, jednakże najtrudniejszy
w “przygotowaniu” - dużo prasowania i doboru poszczególnych elementów tak, by
grały ze sobą i nie gryzły się za bardzo. Trzeba na to poświęcić te kilkanaście
dodatkowych minut dziennie. Takie ubranie również bardzo
łatwo zniszczyć czy wybrudzić, a raczej - zniszczenia
i zabrudzenia są na takim ubraniu zarówno łatwiejsze do zauważenia, jak i
trudniejsze do usunięcia (a znalezienie w secondhandzie białej
koszuli dobrej marki to nie lada wyzwanie). Przyznam więc, że na podobną
ekstrawagancję pozwalam sobie rzadziej, niżbym chciał.
Przygotowując tę
stylizację próbowałem nawiązać do niezobowiązującej elegancji, która swe
triumfy święciła gdzieś daleko przed 2 wojną światową i to niekoniecznie w
Polsce. Tak przy okazji, moim ulubionym polem poszukiwań inspiracji jest
stanowczo moda brytyjska. :)
Tak więc koszula w paski z francuskim
mankietem (czyli na spinki), której fakt, że nie jest jednolicie biała, lecz
posiada nienachalny wzór, ujmuje trochę formalności. Do
tego czerwony, wpadający w bordo kardigan (chyba mój
ulubiony rodzaj swetra, który przez to, że krojem przypomina marynarkę, może ją
często zastępować lub uzupełniać) i marynarka o charakterze wybitnie brytyjskim
- w kratkę zwaną Prince of Wales (w skrócie POW,
chociaż mi się kojarzy z Prisoners of War), dopasowaną do bawełnianych spodni
również z tym wzorem. Mówiłem już, że uwielbiam kratkę Księcia Walii? No
właśnie.
Do tego krawat we wzór
tzw. paisley (znany u nas jako wzór turecki, choć w rzeczywistości pochodzi z
Indii), spinki supełkowe oraz poszetka, hand-made’owy prezent na święta od Oli
:) (Ona wie jak mi sprawić trochę radości!) - wszystko dobrane w jeden,
zielono-czerwony motyw kolorystyczny. Lubię kolorowe dodatki, wprowadzają
trochę życia i ujmują niechcianego wrażenia sztywności i formalności - nie
chcemy wyglądać, jakbyśmy wybierali się na rozmowę kwalifikacyjną.
Na wierzch ubrałem klasyczną do bólu,
granatową, dwurzędową dyplomatkę, chyba najbardziej elegancki z istniejących
modeli płaszczy. Kupił ją w jakimś bytomskim second-handzie mój kolega na
wydarzenie, które współorganizowaliśmy - jakby kogoś interesowało, po szczegóły zapraszam
tutaj. Przez przypadek go przymierzyłem - pasował
idealnie. Jakoś tak się stało, że koniec końców wylądował w mojej szafie. Tego
właśnie potrzebowałem!
Na koniec zostawiłem buty, kupione jako
używane na allegro. Bardzo trafiony zakup, oksfordy marki Clarks - mają tylko
jedną wadę, mianowicie wykonane są ze skóry o otwartych porach, przez co… łatwo
namakają. Niezależnie od pastowania. Ale pogoda była ładna, poszły więc ze mną,
i sprawdziły się całkiem nieźle.
Jest to pierwszy z serii trzech moich
wpisów, które z Olą przygotowujemy do opublikowania w najbliższym czasie.
Dajcie znać, jak podoba wam się obecność samca na łamach bloga, i do zobaczenia
wkrótce! Mam nadzieję, że będę tutaj regularnym gościem :)
Spis:
Koszula - Charles Tyrwhitt, ~5zł
Kardigan - Tootal, ~7zł
Marynarka - Vistula, ~10zł
Spodnie - Melka, ~4zł
Płaszcz - StMichael (Marks&Spencer)
- bóg zapłać
Buty - Clarks - 50zł z przesyłką
Krawat - StMichael (Marks&Spencer)
~1zł
Rękawiczki - Paizong - znalezione nie
kradzione
Spinki - noname z allegro, ~12zł
Skarpetki - kupione w Lidlu, ~3zł
Szalik - noname, - bóg zapłać (razem z
płaszczem)
Zegarek - Atlantic Worldmaster -
po tacie
Poszetka - w prezencie