Machamy do wasz z Panem Eleganckim po raz trzeci. Dzisiejsza
sesja zamyka pierwszą serię o eleganckim stylu – na zimno. Mamy dużo pomysłów
na następne wpisy z tej półki, także Ciastek nas nie opuści. A tymczasem
zapraszamy do czytania.
Katowice są miastem względnie nowym. Nie mamy porządnej
starówki, jak Kraków czy Poznań, większość naszego śródmieścia to zabudowa z
lat międzywojennych. Do tego tradycyjnie przemysł śląski przywodzi na myśl
kopalnie węgla, huty i raczej nie kojarzy się z niczym ładnym.
Wszystkie zdjęcia zostały zrobione w dzielnicy Nikiszowiec,
zbudowanej przed I Wojną Światową jako
osiedle mieszkalne dla górników kopalni węgla Giesche (dzisiaj KWK Wieczorek).
Klasyczna czerwona nieotynkowana cegła, wszędzie arkady, sklepienia nad ulicami
kojarzące się z XIX-wiecznym Londynem… Zachowana do dzisiaj, odrestaurowana,
zapewnia świetne tło do zdjęć w klimatach industrialnych. Postanowiliśmy to
wykorzystać.
Tym razem postanowiłem pójść w stronę czegoś znanego jako
smart casual. Czyli konwencja pośrednia pomiędzy elegancją a codziennością,
dodatkowo różnicowana podejściem każdego eleganta do tego, czy powinno być
bardziej codziennie, czy może jednak bardziej elegancko ;)
W stylu tym zwykle znajduje się koszula, jako klasyczna
podstawa męskiego ubioru. Żadnych t-shirtów, longsleeve-ów. Krawat natomiast
nie jest wymagany, ani nawet oczekiwany. Mamy być eleganccy, ale na luzie.
W końcu udało mi się zaprezentować drugi z moich aktualnie
używanych zimowych płaszczy. Dość elegancki, uszyty z „gruboziarnistego”
szorstkiego w wyrazie tweedu w dwóch odcieniach szarości, jest bardzo
uniwersalnym ubiorem wierzchnim. Nakładane kieszenie i otwarte klapy stawiają
go raczej w szeregu ubrań casualowych, ale ogólny krój dyplomatki oraz
wytaliowanie dodaje mu szyku. Spokojnie jestem w stanie ubrać go zarówno do
marynarki i pod krawat, jak i do przetartych jeansów i powyciąganego swetra.
Jakoś tak… zawsze wydaje się na miejscu. Za to go lubię. Możliwość zapięcia go
aż pod szyję z kolei sprawia, że nie straszny mu wiatr czy ziąb, nawet jeżeli
akurat zapomniałem szalika.
Sweter to przykład kolejnego mojego ulubionego modelu –
ozdobionego wzorem warkoczowym, z okrągłym otworem na głowę. Szary, na tyle
luźny by być wygodnym, i na tyle dopasowany by nie wisieć jak worek. Czegóż
chcieć więcej?
Koszula to jeden z moich ostatnich małych hitów. Wyszperana
w Poznaniu, w idealnym stanie, w moją ulubioną kratkę prince of wales, jest
stworzona do noszenia jej bez krawata. Nie za duży, posłusznie chowający się
pod swetrem kołnierzyk, delikatny ale wyrazisty kolor i wzór. Uwielbiam ją. Aż
szkoda, że tutaj nie widać jej zbyt dobrze.
Jedynym elementem o wyrazistej kolorystyce, najbardziej
zwracającym uwagę, jest szalik. Przeraźliwie długi, w kolorowe pasy w jesiennej
tonacji, miękki i ciepły. Gdy pierwszy raz rzucił mi się w oczy, od razu
pomyślałem „szalik z Hogwartu”. Nie zastanawiałem się nawet minuty. Tak,
Harry’ego Pottera też lubię ;)
Gdy teraz patrzę na ten zestaw, przychodzi mi na myśl, że
łączy on w dużej mierze zalety tych z dwóch poprzednich wpisów z serii – jest w
zasadzie codzienny, nie wymaga myślenia ani pracy przy zakładaniu go, a
jednocześnie nie powstydziłbym się pójść w nim na rozmowę kwalifikacyjną. No,
może nie do każdej pracy, ale, powiedzmy, jako informatyk? Czemu nie.
Lista:
Płaszcz
– Roy Robson, 3zł
Sweter – bez metki, z szafy
Koszula – Jeff Banks, ~4zł
Spodnie - Next, ~8zł
Rękawiczki - Paizong - znalezione nie kradzione
Szalik – G.windy, 1zł
Buty – Camel, 20zł
Sweter – bez metki, z szafy
Koszula – Jeff Banks, ~4zł
Spodnie - Next, ~8zł
Rękawiczki - Paizong - znalezione nie kradzione
Szalik – G.windy, 1zł
Buty – Camel, 20zł